Już bardzo dawno nie pokazywałam Wam moich rosettek. Zaczęłam je wyszywać w grudniu 2017 i wtedy pokazałam jej początki. Po drodze robiłam tysiące innych rzeczy i jakoś o nich zapomniałam.W ten weekend ponownie do nich usiadłam i się zadziało. Wciągnęły mnie na maksa i haftowałam jak w amoku. A oto wynik mojego szaleństwa :D
Tak było...
Tak jest...
Mam nadzieję w tym miesiącu je skończyć, więc następna odsłona chyba już w oprawie :D
Miśka
Rzeczywiście postęp ogromny :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście poszłaś jak burza! Piękne.
OdpowiedzUsuńFaktycznie Cię wciągnęło. Ogromny postęp :-)
OdpowiedzUsuńAle przybyło, super
OdpowiedzUsuńOj dużo przybyło i nie dużo zostało:)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńprzepięknie przybywa :)
OdpowiedzUsuńPięknie przybyło:)
OdpowiedzUsuńCudnie Ci idzie:)
OdpowiedzUsuńZapowiada się przepiękna praca!!! Serdecznie pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuńO kurcze sporo nadrobiłaś przez jeden weekend :).
OdpowiedzUsuńZ ciekawością czekam na efekt końcowy :).
Jakie cuda można wyczarować jednym kolorem.
OdpowiedzUsuńWow igiełka haftowała jak najęta, super postęp :) Pięknie się prezentują :)
OdpowiedzUsuńTo jest nie lada dzieło!
OdpowiedzUsuńPodziwiam Twoje krzyżykowanie:))
Śliczniutkie:-)
OdpowiedzUsuńHafcik rośnie a to cieszy najbardziej :)
OdpowiedzUsuń